Cacy, cacy, pac po glacy!

Ponad 12 lat społecznej pracy na rzecz dzielnicy i miasta nauczyło mnie jednego – nigdy nie wiesz, z kim współpracujesz póki macie te same priorytety.

Długo zbierałem się do pewnego rodzaju podsumowania mojej działalności i szczerze nie miałem na nią kompletnie pomysłu. Trzeba jednak zakasać rękawy, bo za chwilę kończy się moja trzecia i już ostatnia kadencja w Radzie Dzielnicy Leszczynki.

Leszczynkowa tożsamość

Już w czasach szkoły średniej bardzo interesowałem się polityką, zarówno tą krajową jak i lokalną. Zawsze chciałem wiedzieć, w jaki sposób podejmowane są kluczowe decyzje dotyczące funkcjonowania miasta czy dzielnicy, dlaczego dzieją się pewne sprawy szybciej a drugie wolniej oraz co powoduje, iż takie prozaiczne sprawy jak dziury w jezdni potrafią psuć widok z okna oraz zawieszenie w samochodzie a nikt nic nie robi w sprawie jej załatania. Od pierwszych dni moich studiów w Wyższej Szkole Administracji i Biznesu włączyłem się aktywnie w działalność na rzecz mieszkańców i miasta. Organizacja Dnia Dziecka dla szkoły specjalnej czy mikołajek dla podopiecznych domu dziecka, na stałe wpisały się w kalendarz prowadzonego przeze mnie samorządu studenckiego. Dzięki uczelnianej aktywności, poznałem Joannę Zielińską, ówczesną członkinię Zarządu Miasta odpowiedzialną za kulturę, sport i mieszkalnictwo. Ta znajomość wpłynęła na moje późniejsze decyzje związane z ubieganiem się o mandat Radego Dzielnicy czy Miasta. To dzięki Joannie poznawałem włodarzy naszego miasta, system funkcjonowania Urzędu czy poszczególnych jednostek. Mając „bazę”, skupiłem się na pracy na rzecz mało znanej i bez jakiejkolwiek tożsamości wśród mieszkańców dzielnicy – Leszczynek. 

Mimo wielkiego oporu w Radzie Dzielnicy, udało się przez kolejne lata zrealizować takie projekty jak „Jazz dla najmłodszych”, impreza na orientację „Harpuś”, teatry plenerowe czy nagroda dla uczniów „Pozytywnie wzorowy”. Część z nich powstała dzięki środkom pozyskanym od prywatnych instytucji, ale wszystkie były wynikiem społecznej pracy i zaangażowania wielu osób. Cel był prosty – pobudzić aktywność mieszkańców, wypromować nazwę dzielnicy, stworzyć klimat dla działalności wolontariackiej oraz zainteresować „najwyższych” w mieście problemami osiedla. W mojej opinii, efekt został osiągnięty. Nie ma chyba dzisiaj w Urzędzie Miasta osoby, który by nie wiedział gdzie leżą Leszczynki.

Dzięki wieloletniemu zaangażowaniu w sprawy mieszkańców i jednostek dzielnicowych, otrzymywałem zaproszenia do kolejnych rad, zespołów tematycznych czy komisji powoływanych przez Prezydenta Miasta. Nie ukrywałem, że cieszę się wsparciem Radnych Miasta czy urzędników w realizacji kolejnych inicjatyw oraz możliwością uzyskiwania rzeczowych i sprawdzonych informacji na temat planowanych zmian czy inwestycji w dzielnicy. 

Drugi garnitur

To właśnie z listy „Samorządności Wojciecha Szczurka” dwukrotnie startowałem w wyborach do Rady Miasta oraz trzykrotnie do Rady Dzielnicy. Nie brałem pod uwagę innej opcji z prostej przyczyny – to z tymi ludźmi dobrze mi się współpracowało i do dzisiaj współpracuje całkiem nie źle. Z drugiej strony nigdy nie byłem jakimś wyznawcą ugrupowania, z którym sympatyzowałem, nie biegałem z ich sztandarem po dzielnicy, ani ze zdjęciem prezydenta na klapie marynarki. Łatka człowieka Szczurka (drugiego garnituru jak to określił pewien pseudo dziennikarz) jednak już została.

Dziesiątki zrealizowanych projektów, setki spotkań z mieszkańcami i tysiące utworzonych postów i komentarzy w sieci, tłumaczących wydarzenia z miasta, przyczyniła się do ostrej polaryzacji opinii na mój temat. Przyznam, nie mam lekkiego języka i często się wyzłośliwiam, ale nigdy nie wypowiadam się na tematy, o których nie mam pojęcia albo potwierdzonej wiedzy. Kiedyś znajomy powiedział, że „…w dobie „offlajnu” pojęcie hejtu było dla odważnych. Przeciwnik musiał stanąć twarzą w twarz ze swoim konkurentem i powiedzieć mu prosto w oczy, co o nim albo o jego działalności sądzi. W czasach mediów społecznościowch, forów internetowych i komunikatorów, krytyka stała się sposobem na zaistnienie dla byle tchórzy”. Coś w tym jest, bo wraz ze wzrostem popularności kolejnych inicjatyw dzielnicowych czy aktywności w sieci, wprost proporcjonalnie rosła także liczba internetowych „wiecznie niezadowolonych”. Tym sposobem doczekałem się własnej kasty hejterów i trolli, którzy nie ważne co by się zrobiło czy osiągnęło, mianownik ustanowili jeden – na pewno nie jest to moja zasługa czy moje zdanie, tylko działanie odgórnie narzucone przez władze miasta…

Jesteś z nami albo jesteś zły 

Kolejne wydarzenia, których byłem inicjatorem lub współorganizatorem, powodowały, że poznawałem lokalnych aktywistów. Najpierw był oczywiście obecny szef Rady Dzielnicy Łukasz Strzałkowski, z którym już w poprzedniej kadencji zostaliśmy wybrani do Zarządu Rady Dzielnicy na stanowiskach wiceprzewodniczących. Kolejnymi osobami byli obecni członkowie dzielnicowego stowarzyszenia, z którymi połączyły nas wspólne projekty do Budżetu Obywatelskiego. W międzyczasie pojawia się osoba działacza Gdyńskiego Klubu Eksploracji Podziemnej, organizacji opiekującej się schronem na ul. Morskiej czy mieszkanka próbująca stworzyć zalążek organizacji popularnej w kilku innych dzielnicach.

Z wszystkimi wymienionymi osobami połączyła nas chęć wspólnego działania na rzecz mieszkańców. Z każdym od początku mieliśmy jeden priorytet – zainicjowanie pozytywnych zmian w dzielnicy. Owocem tych aktywności był szereg mniejszych lub większych sukcesów, zarówno na polu budowania tożsamości dzielnicowej jak rozwiązywania zwykłych, codziennych problemów. Z czasem okazało się jednak, że każdy z nas ma całkowicie inny sposób osiągania swoich celów oraz podejście do niepowodzeń. Konflikty zaczęły się od wyboru „ich Zarządu” Rady Dzielnicy, potem była krytyka frekwencji na organizowanych wydarzeniach, kłótnie przy sposobie planowania i ustalania wydatków Rady, czy w kwestii rzekomych nieprawidłowościach przy konsultacjach z mieszkańcami. Podział stał się faktem – jesteśmy my i oni. Oni to Zarząd Dzielnicy, urzędnicy miejscy, ludzie prezydenta (czyli ja), my to ci dobrzy, leszczynkowi samarytanie, piewcy prawdy i obrońcy uciśnionych. Nie było mowy o porozumienie a jedynie podjazdowa wojenka na wyczerpanie przeciwnika.

W takiej atmosferze minęły ostatnie lata mojej społecznej aktywności na rzecz mieszkańców. Niezrażony niezdrową atmosferą, nadal z powodzeniem realizowałem kolejne pomysły i idee nie tylko dzielnicowe ale także i coraz częściej ogólnomiejskie. To zaangażowanie na forum szerszym niż Leszczynki spowodowało, że „odpuściłem” wiele bieżących spraw na własnym „podwórku”. Liczyłem, że inicjatywę przejmie mój kolega z Zarządu ale….

Piękna katastrofa

Jak wspomniałem, od początku mojej „kariery” związany byłem ze środowiskiem prezydenta Wojciecha Szczurka. Zawsze mogłem liczyć na wsparcie zarówno radnych miasta jaki i wiceprezydentów a przede wszystkim, mojej wieloletniej mentorki, Joanny Zielińskiej. W tym gronie był także i Zygmunt Zmuda Trzebiatowski, człowiek orkiestra jeśli chodzi o przygotowania do wyborów samorządowych, późniejszy Przewodniczący Rady Miasta a obecnie zagorzały krytyk wszelkich działań ugrupowania rządzącego miastem. Team wielce „niezadowolonych” i bezkompromisowo krytycznych zasilił mój kolega z Rady, Przewodniczący Łukasz Strzałkowski. To z nim od ośmiu ostatnich lat kreowaliśmy aktywność społeczną w Leszczynkach, stworzyliśmy niespotykane w skali miasta projekty zarówno do Budżetu Obywatelskiego jak i realizowaliśmy pionierskie pomysły w skali dzielnicy. Jego decyzja spowodowała, że rozsypała się nasza wizja zrównoważonej działalności na rzecz dzielnicy i jej mieszkańców, opartej w nie do końca bezkrytycznej ale skutecznej współpracy z władzami miasta. Przyszłość Rady Dzielnicy będą pewnie od następnej kadencji kształtować przedstawiciele z założenia rozżaleni i rozczarowani. Szkoda.

Kończąc obecną kadencję, pozostaję jednak pełen optymizmu. Nikt nie odbierze nam doświadczeń i sukcesów ostatnich lat. Efekty ciężkiej i jednocześnie przyjemnej pracy społecznej przerosły  moje oczekiwania. Leszczynki będą już zawsze „ważne” na mapie Gdyni a matki oraz ojcowie popularności Rady Dzielnicy i jej aktywności wśród mieszkańców pozostaną na długo w pamięci. Życzę przyszłym pokoleniom Radnych, aby mieli podobne a nawet większe osiągnięcia na tym polu!

 

Scroll Up