Nie sposób wyobrazić sobie bardziej symbolicznego miejsca w Gdyni niż Molo Południowe – przedłużenie Skweru Kościuszki, reprezentacyjna promenada miasta, kulminacja spaceru każdego turysty. To właśnie tu, na końcu miejskiej osi widokowej, znajduje się Akwarium Gdyńskie, po drodze mamy Dar Pomorza, ORP Błyskawicę i – co teraz znów staje się faktem – parking dla autokarów.
Decyzja o tymczasowym przywróceniu możliwości parkowania autokarów niemal na końcu molo – dokładnie tam, gdzie od kilku lat tliła się nadzieja na stworzenie estetycznej przestrzeni publicznej – wywołuje zrozumiałe poruszenie. Bo oto znów, zamiast pomysłu na większą ilość kroków pieszych i dzieci na hulajnogach, usłyszymy odgłos cofających wielotonowych pojazdów i syk pneumatycznych hamulców.
Jak zaznaczyła Prezydent Miasta Gdyni, Aleksandra Kosiorek, jest to rozwiązanie przejściowe – zanim powstanie tam „nowa, reprezentacyjna przestrzeń”. Tyle że tymczasowość w polskich realiach bywa wyjątkowo trwała, a złe przyzwyczajenia mają tendencję do wżerania się w tkankę miejską jak sól drogowa w buty.
Zacznijmy od faktów. Molo Południowe, choć formalnie nie jest pomostem wbijającym się w morze, tylko szeroką nawą portową, to najważniejszy ciąg pieszy miasta. To nie „plac manewrowy”, nie „strefa techniczna”, nie „obszar zaplecza”. To wizytówka. Trudno pogodzić się z myślą, że Gdynia – odważna, nowoczesna, tak lubiąca stawiać na innowacyjność – pozwala, by przestrzeń symboliczna została sprowadzona do roli wielkiego postoju dla silnikowych dinozaurów turystyki.
I to w jakim momencie? Gdy największe miasta Europy ograniczają wjazd samochodów do centrów, zamykają ulice dla ruchu kołowego, przerabiają dawne parkingi na ogrody kieszonkowe – my w Gdyni rozważamy udostępnienie reprezentacyjnego deptaka również dla… samochodów osobowych. To brzmi jak odwrócony wektor cywilizacji. Pytanie tylko: dla kogo ta decyzja? Dla turystów? Tylko. Z pewnością nie dla mieszkańców, którzy raczej nie pozostawiają swoich pojazdów w tym rejonie.
Przestrzeń wokół Mola Południowego aż prosi się o zagospodarowanie z rozmachem, ale nie w stylu „farba, donice i napis 3D”. Miasto ma szansę nadać temu miejscu charakter prawdziwie śródmiejskiej, nadmorskiej agory – z wodą, zielenią, kawiarniami, wydarzeniami plenerowymi. To mogłaby być esencja miejskiego życia – otwarta, zapraszająca, funkcjonalna.
Zamiast tego mamy zaparkowane autokary, które skutecznie odbierają urok temu, co jeszcze nie zdążyło w pełni rozkwitnąć.
Gdynia zasługuje na więcej niż tymczasowość i pragmatyzm rodem z lat 90. Czas już na decyzje, które będą nie tylko praktyczne, ale też wizjonerskie – bo tylko takie budują dumę z miejsca, w którym się żyje.
fot. gdynia.pl