Władze Gdynii ogłaszają kolejny „historyczny moment”. Tym razem chodzi o Estakadę Kwiatkowskiego, która od miesięcy przypomina bardziej wielkie „uwaga, roboty tymczasowe” niż kluczową trasę łączącą port z resztą kraju.
Miasto zapowiada, że jeszcze w tym roku ruszy postępowanie na wykonanie ekspertyzy oraz Programu Funkcjonalno-Użytkowego. Ekspertyza ma objąć cały obiekt — od fundamentów, przez wszystkie przęsła i podpory, po ostatnią śrubkę. Brzmi imponująco, prawda? Do tego analiza ma wskazać, jak doprowadzić estakadę do pełnych parametrów sieci TEN-T, czyli takich, które pozwolą jej normalnie przerzucać ciężarówkę za ciężarówką do i z Portu Gdynia.
„Dwumilionowy rachunek startowy” i brak kasy na to, co już się sypie
Samo opracowanie zajmie około roku, a my już dziś wyciągamy portfele: miasto zabezpiecza 2 miliony złotych z miejskiej kasy, choć jeszcze niedawno całość prac miała być przecież finansowana z Rządowego Funduszu Rozwoju Dróg. Tymczasem na bieżące naprawy już brakuje pieniędzy, a te zaplanowane są przesuwane z bliżej nieokreślonych powodów (czyli… jak zawsze — wiadomo, o co chodzi, gdy „nie wiadomo, o co chodzi”). No cóż — zamiast funduszu mamy dwumilionowy rachunek startowy. Oczywiście: z naszych kieszeni.
Jeśli wszystko pójdzie idealnie — wszystkie dokumenty powstaną na czas, przetarg przejdzie bez odwołań, projekt się domknie, a wykonawca nie wyparuje jak rosa — jest nadzieja, że za około pięć lat estakada osiągnie pełne parametry TEN-T. Czyli tiry z portu pojadą tak, jak powinny. W teorii. Bo Gdynia ostatnio specjalizuje się w inwestycjach, które bardziej przypominają maraton w zwolnionym tempie: miesiące ustaleń, tymczasowe podpórki po 60 tysięcy złotych miesięcznie i kolejne komunikaty o rozmowach, spotkaniach i „rozpoczęciu prac przygotowawczych do prac przygotowawczych”. A skoro o elementach kluczowych mowa — nadal nic nie wiadomo o ekranach dźwiękochłonnych, a przecież to temat, który najbardziej interesuje okolicznych mieszkańców. Na razie jedyną ochroną przed hałasem jest informacyjna mgła.
„Historyczny moment”, czyli konieczność wykazania się czymkolwiek
Miasto próbuje przekonać, że mamy do czynienia z przełomem: jest koordynacja, są rozmowy w ministerstwach, jest „kamień milowy”. Szkoda tylko, że to wciąż jedynie papierologia w opakowaniu premium. Trudno się dziwić — skoro od dawna brakuje realnych, namacalnych sukcesów, to trzeba chociaż ogłosić sukces potencjalny. Tak więc świętujemy przetarg na ekspertyzę, bo na faktyczne budowanie jeszcze trochę poczekamy. Tradycyjnie — najpierw jest brief, potem koncepcja, potem korekta koncepcji, a dopiero gdzieś w odległej przyszłości wbija się pierwszą łopatę. A estakada? Wytrzyma, jak zwykle. Nie pierwszy raz.